#1 08-12-2007 17:42:52

Matys

Broff Master

2381234
Skąd: Słupsk
Zarejestrowany: 24-10-2007
Posty: 48
Punktów :   

walka

krótka scena ukazująca scenę pojedynku w klimacie fantasy (fragment z rozdziału II)

   Pod wieczór dotarli do niewielkiego miasta, gdzie zatrzymali się na nocny spoczynek. Nazajutrz niebo zakryło swój błękit za szarymi chmurami. Na kamiennej drodze zaraz za miastem Pradawny i jego młoda towarzyszka spostrzegli coś niepokojącego. Przed nimi zatrzymało się kilku mężczyzn uzbrojonych w sztylety oraz jednoręczne miecze. Anefiro rozpoznał ich przywódcę , który bacznie ich obserwował poprzedniego wieczoru w gospodzie. Musiał zauważyć sakiewkę wypełnioną złotymi monetami i widocznie uznał ,że nieuzbrojony młodzieniec i dziewczyna nie stanowią zbyt wymagających przeciwników. Mężczyzna wystąpił kilka kroków przed swych kompanów i rzekł z udawaną uprzejmością:
   -Bardzo proszę o oddanie im waszej sakiewki ze złotem. W przeciwnym razie możecie doznać wielkich nieprzyjemności.
   -Drogi panie – odezwał się Anefiro z takim spokojem , że zaskoczył nie tylko bandytów ,ale również młodą kapłankę. – pozwólcie nam przejść , rozstaniemy się w zgodzie bez zbędnych waśni.
   -A chciałem załatwić to po dobroci, lecz widzę ,że najwyraźniej chcecie wybrać inną drogę.
Może twoja urocza koleżanka będzie bardziej skora do współpracy- zakończył z szyderczym uśmieszkiem. Na szybką odpowiedź ze strony Lorane nie musiał czekać długo:
   - Wcale się was nie boję! Jesteście zwykłymi tchórzami bez krzty honoru. Mój przyjaciel jest wielkim magiem znanym w całym Cesarstwie. Dalej Anefiro, pokaż im, że nie warto z nami zaczynać. Poraź ich piorunem albo ognistą kulą!
   -A skąd przyszedł ci do głowy taki pomysł ? Myślisz ,że potrafię tego dokonać? Przecież magia nie polega tylko i wyłącznie na używaniu destrukcyjnych sił natury. Lepiej już się nie odzywaj ,bo napytasz biedy nam obojgu.
   -Raczej wątpię w wielką potęgę twojego przyjaciela, skoro już obleciał go strach. Oddajcie pieniądze, albo odbierzemy je sami, wybierajcie!
Nastała chwila milczenia. Anefiro odruchowo stanął przed Lorane by obronić ją w razie niespodziewanego ataku ze strony jednego z bandytów. Ciszę przerwał śmiertelnie poważny ton Pradawnego:
   - To przez takich jak wy nie możemy wygrać tej wojny. Cesarz zamiast skupić się na ostatecznej kampanii przeciw Drugiemu Wymiarowi musi borykać się z takimi szumowinami jak wy. Ostrzegam was, zejdźcie mi z oczu. Dość już się napatrzyłem na takich jak wy.
-No nie! Doszło do tego ,że grozi nam chłopak , który nie ma nawet broni. Co za bezczelność. Myślisz ,że kim ty jesteś by odzywać się do nas w taki sposób? Nie obchodzi nas ani wojna, ani  losy Cesarstwa. Dla nas liczą się tylko nasze własne interesy. Chcemy żyć w luksusie nie wkładając w to zbyt wiele wysiłku. Oddaj nam w końcu swoje złoto. Chyba ,że zamierzasz zaatakować nas ognistą kulą. – zakończył z drwiną w głosie, a jego kompani wybuchnęli gromkim śmiechem.
   - Znam lepsze metody by oduczyć was napadania na każdego, kogo napotkacie na swej drodze. Nie chcecie ustąpić a w dodatku jesteście bardzo aroganccy. Teraz dostaniecie to na co sobie zasłużyliście.- odwrócił się do młodej kapłanki i rzekł: Odsuń się kilka kroków Lorane.
   
   Dziewczyna posłusznie wycofała się i bacznie obserwowała sytuację. W postawie Pradawnego zauważyła wielkiego wojownika, który stoczył niejedną batalię w ciągu swego długiego życia. Dotąd nie dostrzegała w nim nic poza smutkiem i melancholią. Teraz zrozumiała ,że jej towarzysz w istocie jest kimś naprawdę niezwykłym.
   
   Anefiro zrzucił swój kaptur. Stanął dumnie przed bandą złodziei i zmierzył ich wzrokiem. Jego spojrzenie był pełne zaciekłości. Zaduma i żal nagle gdzieś zniknęły. Ze smutnego i zmartwionego starca stał się nagle dumnym i pewnym siebie wojownikiem. Jego przeciwnicy unieśli miecze i sztylety. Wydawałoby się ,że Pradawny nie ma z nimi żadnych szans, lecz w rzeczywistości było zupełnie odwrotnie. Anefiro lekko ugiął obie ręce w łokciach i rozłożył luźno dłonie. Zdezorientowani bandyci stali w bezruchu przypatrując się dziwnemu gestowi. Niespodziewanie człowiek stojący naprzeciwko nich zaczął wypowiadać nienawistne słowa w niezrozumiałym dla nich języku, ale doskonale przeczuwali ich znaczenie. Nagle ku ich wielkiemu zdziwieniu z nadgarstków Pradawnego zaczęła wydobywać się gęsta, czarna mgła. Dwie cienkie smugi połączyły się przy ziemi i zdążały w ich kierunku kłębiąc się coraz bardziej. Po chwili ogarnęła ich umysły  zupełna ciemność, choć mgła nie sięgała im powyżej kolan. Zaczęli krzyczeć i łapać się za głowy. Niektórzy popadali na ziemię i głośno zawodzili. Ogarnął ich strach z jakim się jeszcze nigdy w życiu nie spotkali. Doprowadzał ich niemal do szaleństwa. Wszyscy mięli obłęd w oczach i przerażenie w głosie. Targani przez ciemność czuli zło krążące wokół nich, przenikające do wnętrza ich serc i umysłów. W końcu każdy z nich upadł i pozostał w bezruchu, nie mogąc wydobyć z siebie głosu. Lorane patrząc na to przeżyła prawdziwy szok. Nie tak wyobrażała sobie czary wielkiego maga. Poza tym pierwszy raz ktoś w jej obecności użył czarnej magii. Stała przerażona przypatrując się lamentom oszalałych ze strachu bandytów. Z uczucia przedziwnej trwogi wybudził ją przyjazny, lecz smutny głos:
   -Nie martw się o nich Lorane. Nic im nie będzie, choć minie ładnych parę godzin zanim dojdą do siebie.
   -Ale ty…ty użyłeś przeciw nim czarnej magii. Te słowa nie pochodziły z żadnego języka używanego w naszym wymiarze. Myślałam ,że chcesz uleczyć świat ze zła ,a nie je rozprzestrzeniać. Już nigdy ci nie uwierzę! Jak mogłeś mnie tak oszukać?
   -Uspokój się. Wszystko co ci mówiłem  wcześniej jest prawdą. Pomyśl, czy gdybym chciał szerzyć zło to czy nie zabiłbym ich od razu ,bez próby spokojnego załatwienia sprawy? Ufasz Istotom Światła, a one przecież wysłały cię na tę misję ze mną wiedząc, że nic złego cię nie spotka.
   -A jak wytłumaczysz fakt użycia mrocznego zaklęcia?
   -Cóż, nie zaprzeczę ,iż tak uczyniłem. Jednak nie ważne jest to czy używa się jasnej, czy czarnej magii. Liczą się intencje w jakich zostaje ona wykorzystana. Masz przecież własną moc. Możesz zajrzeć w moje serce i sama przekonać się jaki naprawdę jestem.
   -Nie ma takiej potrzeby. Już wtedy, gdy spotkaliśmy się na placu przed świątynią ujrzałam w tobie dobro. Nie opuściło cię nawet podczas walki. Przepraszam za moje zachowanie, ale myślałam, że nigdy nie zobaczę jak posługujesz się innym, niż jasnym rodzajem magii.
   -Nic nie szkodzi. Miałaś prawo się tak zachować i wcale się za to nie gniewam.
   -Zastanawia mnie jednak co ujrzeli ci złodzieje. Czy ukazałeś im ich największe lęki?
   -Z własnym strachem można się zmierzyć i przy wystarczająco silnej woli pokonać go. Największym przeciwnikiem jest Nienazwany Strach. Nie można go uchwycić ani stoczyć z nim walki. Po prostu ogrania umysł i pokonuje przeciwnika ,bez projekcji koszmarów czy lęków.
   -To dość surowa kara, ale słusznie postąpiłeś. Należało się tym oprychom. Nie mieli pojęcia z kim zadarli.
   - Ach, tak? Mam więc rozumieć, że następnym razem, ty chcesz zająć się bandą złodziei ?
   -Przypuszczam, iż to ty masz w tym więcej doświadczenia. Wolę więc pozostawić tobie takie sprawy.   

Po spotkaniu z bandytami nie wydarzyło się już nic, co mogłoby zakłócić ich wspólną podróż.(...)


"Scatter, Senbonzakura!"

Offline

 

#2 23-01-2008 00:18:53

izcariote

Ten, który ma chody xD

Zarejestrowany: 02-11-2007
Posty: 20
Punktów :   

Re: walka

nieeezłe... dobry temat.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.szkola3000.pun.pl www.gen-x.pun.pl www.19ciezkowice64.pun.pl www.boszkowo.pun.pl www.bikefans.pun.pl